sobota, 31 grudnia 2016

Ruchna, wieś przodków



                  


       Ruchna, wieś w Polsce, na Mazowszu, położona w powiecie Węgrowskim w gminie Liw.
Te informacje  można wyczytać w internecie bez większego trudu. Ale żeby dowiedzieć się czegoś więcej, to już naprawdę trzeba poszukać. Na popularnym portalu społecznościowym również bieda. Jeżeli w wyszukiwarkę wpiszemy Ruchna, to pokazuje się nam jeden klub sportowy ULKS Rywal, a także OSP KSP, o którego początkach pisałam  tutaj, Pokazuje się również odnośnik "Ruchna mieszkańcy", zajrzałam tam i co widzę? 340 osób polubiło, jest jeden wpis reklamowy i trzy z życzeniami, to wszystko. No i mamy jeszcze jeden odsyłacz, którego nazwy nie przytoczę, gdzie jak wejdziemy to możemy jedynie poczytać jak ktoś nagaduje na kogoś bo mu się coś nie podoba, czyli zwyczajnie hejtuje, a to usługę, a to sklep, czy stację benzynową. Na żadnej z tych stron nie ma ani jednego słowa promującego wieś, czy region. Szkoda, bo już od dawna wiadomo, że lepsza jest przysłowiowa marchewka od kija. ale jak widać mieszkańcom nie zależy na promocji swojej wsi.
Nawet książka wydana przez PTTK "Kapliczki, krzyże i fury przydrożne w powiecie węgrowskim", omija Ruchnę szerokim łukiem, o czym pisałam tutaj.
Ani na stronie szkoły, ani na stronie przedszkola nie ma zakładki "historia". I skąd się dowiedzieć o dziejach wsi czy choćby szkoły?
    O tym, że jest co napisać świadczy kilka wpisów na moim blogu. Między innymi o tym, że w Ruchnie urodziła się matka Marii Curie Skłodowskiej, o znanej nie tylko lokalnie, ale w całej Polsce twórczyni ludowej Małgorzacie Pepłowskiej, o wspomnianych wyżej początkach OSP, czy też o kapliczce, pobudowanej przez moich dziadków. Tych moich wpisów będzie więcej, bo rodzina jest dość liczna i tematów znajdzie się sporo. Choćby o tym, że kilka lat temu mieszkańcy czynnie uczestniczyli w budowie swojego kościoła.
    Jednak znalazłam coś pozytywnego :) We wrześniowym numerze Głosu Węgrowa i Okolic pojawił się bardzo ciekawy artykuł o dworku hrabiego Łubińskiego i co z niego zostało. Autorzy piszą o tym, że w XVI i XVII w. Ruchna była częścią włości węgrowskiej, która należała do Radziwiłłów, w następnych latach władały nią inne możne rody: Ossolińscy, Stanisław Kicki, czy wreszcie wspomniany ród Łubieńskich. To własnie za czasów Stanisława Łubieńskiego powstał w Ruchnie wyjątkowy park dworski, zaprojektowany przez Waleriana Kronenberga. Ten piękny ogród spacerowy wykonany został na wzór parków angielskich w kształcie wielokąta. Głównym elementem były cztery połączone ze sobą i rzeką Liwiec stawy. Obecnie stawy są zaniedbane i zarośnięte, wokół znajduje się pełno śmieci. W części parkowej znajdowały się dwa budynki: jednopiętrowy, drewniany pałac z oranżerią, kryty blachą, oraz kuchnia dworska (obecnie budynek mieszkalny). Jedną z ciekawostek parku jest miłorząb japoński, drzewo rzadko występujące w Polsce. Do czasów wybuchu drugiej wojny światowej majątek Łubieńskich trwał w niezmienionej formie.  W czasie okupacji niemieckiej dwór stał się miejscem zakwaterowania dla wojska niemieckiego, a okoliczne lasy służyły za swoistego rodzaju magazyn, w którym przechowywano broń, benzynę, czy obsługiwano radiostację. Okupant stosował różne represje wobec mieszkańców wsi, np "Z powodu złej dostawy bydła została przeprowadzona akcja w Gminie Ruchna" (dokument wystawiony przez starostę Grassa). Mowa tu o łapance , w której dwóch rucheńskich gospodarzy wysłano do obozu w Treblince. Wraz z nadchodzącą się ze wschodu zaprzyjaźnioną armią zakończył się żywot dworu w Ruchnie. Okupanci szykując się do odwrotu podpali pałac w parku. Mieszkańcy chcieli go ratować, przynosili wiadra z wodą z dworskich stawów. Jednak Niemcy nie pozwolili, strzelali do gospodarzy i kilka osób zginęło. Wyjechali dopiero jak dwór częściowo spłonął. A potem to już czasy PRLu. Majątek hrabiego Łubieńskiego został znacjonalizowany, a na jego terenie powstał PGR. Do obecnych czasów zachowały się głównie zabudowania podworkie, czworak murowany i stary budynek szkoły sprzed roku 1906. Obecnie w tym budynku mieści się przedszkole, ale mój tata i jego rodzeństwo tutaj chodzili do szkoły.

foto z internetu

Na temat dworu hrabiego Łubieńskiego można przeczytać też tutaj:   http://www.dwory.cal.pl/podstrony/ruchna.php?wojew=mazowieckie.
Warty przeczytania jest post Macieja Markowskiego na jego blogu  http://www.kimonibyli.pl/wyrzykowie-z-ziemi-liwskiej/ , w którym wspomina o przodku leśniczym w Ruchnie.

    Wspomniany wyżej Głos Węgrowa i Okolic również w styczniu zamieszczał artykuły dotyczące Ruchny i jej mieszkańców. Była ciekawa opowieść o początkach OSP, a także o Małgosi Pepłowskiej, o tych tematach już pisałam. Będę śledzić ten periodyk, gdyż chyba tylko tam mogę dowiedzieć się czegoś o "mojej" wsi. Tutaj adres internetowy http://gwio.pl/, można ich też podglądać tutaj.
Bardzo dziękuję redakcji tej gazety za możliwość wykorzystania fragmentów tekstu artykułu. Trochę napisałam po swojemu.

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Imieniny Szczepana

      Dzisiaj 26 grudnia, czyli w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia są imieniny Szczepana. W całej mojej rodzinie to imię pojawiło się jak dotąd jeden raz. Nosił je mój pradziadek macierzysty, o którym już było na tym blogu tutaj.
Szczepan w mojej rodzinie był tylko jeden, za to Stefanów trzech (dwóch macierzystych, jeden ojczysty), w tym jeden to wnuk wspomnianego Szczepana, a także pięć Stefanii (trzy macierzyste, jedna ojczysta i jedna w rodzinie męża).

    Pochodzenie i znaczenie imienia Szczepan
Imię męskie. Pierwotna spolonizowana forma greckiego imienia Stefan. Powstała wobec niewystępowania we wczesnym rozwoju języków słowiańskich głosek "f" zawartych w formie oryginalnej.
Odpowiedniki imienia Szczepan w róznych językach:
łaciński - Stephanus
angielski - Stephen
francuski - Etienne, Stephane
hiszpański - Estebann
rosyjski - Stiepan
włoski - Stefano

     A dlaczego dzisiaj o Szczepanie? Ano dlatego, że tego dnia dawniej było wiele ciekawych obrzędów. Gospodarze szli do obór i dawali krowom opłatek, oraz jedzenie pozostałe z wigilii, żeby dawały dużo mleka, a koniom siano spod obrusa. Z siana kręcono również powrósła, które używano do podwiązywania drzewek owocowych, żeby lepiej rosły. Kurom sypano owies, żeby się dobrze niosły. Owies sypano też na zachwaszczone pole, ponoć miało to pomóc w odchwaszczeniu. Jednak wcześniej z samego rana należało ten owies zanieść do poświęcenia w kościele. Pewnie warto kiedyś sprawdzić. Może podziała :)
O tych wszystkich obyczajach można poczytać tutaj: http://mojebieszczady.com/aktualnosci/2016/12/26/%C5%9Bwi%C4%99to-szczepana-w-dawnej-obrz%C4%99dowo%C5%9Bci-1

Z tym dniem związane są również przysłowia:
"Jaka pogoda w Szczepana panuje, taka na luty się nam szykuje"
"Na świętego Szczepana bywa błoto po kolana"
"W dzień świętego Szczepana rzucają owsem w kapłana"
"Jak przymrozi na Szczepana, będzie wiosna od Damiana" (27.02)
"Pogoda marcowa, taka jak i Szczepanowa"

Interesujące może być badanie na temat przestrzegania tradycji i obrzędów. Ciekawe w ilu domach kładzie się teraz sianko pod obrusem wigilijnym? Ilu gospodarzy podzieliło się opłatkiem ze zwierzętami, ile koni posiliło się sianem spod obrusa? I ile gospodyń nakarmiło dzisiaj kury poświęconym owcem? Oj zanika ta nasza tradycja, zanika...
Siano służyło też do innej wróżby. Panny wyciągały źdźbła by sprawdzić, która szybciej wyjdzie za mąż oraz która pozna zgrabniejszego młodzieńca.



Na zdjęciu wizerunek św. Szczepana z Wikipedii
obraz pędzla Giotto di Bondone, datowany między 1320-1325.

niedziela, 18 grudnia 2016

Wolny czas genealoga

       Niedawno jedna z koleżanek blogerek opublikowała post zatytułowany: "Co robi genealog w tzw międzyczasie ". Tutaj można przeczytać cały tekst:
http://drzewowspomnien.blog.pl/2016/11/28/co-robi-genealog-w-tzw-miedzyczasie/
Zaczęłam się zastanawiać jak to u mnie wygląda. Ja nie indeksuję, zatem tego "międzyczasu" powinnam mieć teoretycznie więcej, ale jakoś stale mi go brakuje. Być może przyczyną jest zła organizacja? Bardzo dużo czasu zajmuje mi porządkowanie folderów ze zdjęciami i skanami aktów. Początkowo źle je opisywałam i teraz minie chyba z pięć lat nim to uporządkuję. O wiele lepiej wygląda wersja papierowa. Jednak wiele zdjęć nadal wymaga odpowiedniego posegregowania. Całkiem nieźle udało mi się poukładać metryki i inne dokumenty papierowe. W wolnym czasie jak każdy genealog prowadzę korespondencję z różnymi archiwami i urzędami. Czasami są efekty takich listów i wtedy mam motywację do dalszych działań, a czasami po wielu miesiącach oczekiwań otrzymuję informację o braku poszukiwanych materiałów. No cóż po jakimś czasie trzeba będzie zacząć od nowa...Oprócz tego wyszukuję informacje w internecie, prasie i książkach. W ostatnie wakacje dwa tygodnie spędziłam w bibliotece w Mińsku Mazowieckim i przeczytałam wszystkie dostępne książki na temat regionu. Część wypożyczałam, część przeglądałam na miejscu. Dzięki temu dowiedziałam się sporo interesujących rzeczy. Odwiedziłam również kilka bibliotek znajdujących się w pobliskich okolicach, np w Kałuszynie, Mrozach i Cegłowie. Przy okazji zakupiłam kilka pozycji dotyczących regionu. W przyszłym roku mam zamiar odwiedzić kolejne biblioteki trochę w innych miastach. Planuję również rozpocząć poszukiwania w Wojskowym Biurze Historycznym (dawniej CAW). To takie moje postanowienia świąteczno-noworoczne.
       Wielu członków bliższej i dalszej rodziny wie, że zamęczam ich pytaniami o różne szczegóły, o zdjęcia, o wycieczki na cmentarze. Dziękuję Wam za wyrozumiałość i za to, że jeszcze ze mną rozmawiacie.

Na zdjęciach widać ile papierzysk już mi się nazbierało...a ta sterta na środku czeka na swoją kolej...(być może doczeka się w nadchodzącym roku).


Wolny czas minął 😉

sobota, 3 grudnia 2016

Prababka macocha, druga mama mojej babci

    O tym, że moja babcia macierzysta wcześnie została sierotą pisałam kilka dni temu tutaj.
Niezwykle ciekawe okazało się przestudiowanie akt metrykalnych dostępnych w archiwum w Siedlcach. Z dokumentów wynika, że pradziadek został wdowcem 13 marca 1914 roku, a 10 maja tego samego 1914 roku ponownie się ożenił. Ktoś powie "szybko", można i tak na o spojrzeć. Jednak w tamtym czasie to była konieczność. Mężczyzna zostaje sam z czwórką drobiazgu, gdzie najmłodsze ma 2 lata, a najstarsze 9. Nie było innego wyjścia, mojej babci i jej rodzeństwu przypadło mieć nową rodzinę. Zaraz szybko po ślubie pradziadek zostawił dzieci swojej nowej żonie i poszedł na I wojnę światową. Myślę, że żeniąc się wiedział, że wojna tuż tuż... Po szczęśliwym powrocie postarał się o kolejne dzieci, córkę i syna. Teraz już było sześcioro dzieci.
Pradziadek był szewcem, był to zawód pozwalający na utrzymanie licznej gromadki.
    Co wiem o drugiej żonie pradziadka? Urodziła się jako najstarsza z rodzeństwa w Kiczkach i tam wzięła ślub z moim pradziadkiem. Z opowieści wiem, że przyszło się jej zająć wychowaniem dzieciaków w trudnych czasach. Dobrze, że mogła liczyć na pomoc swojej rodziny, bo pradziadka przecież nie było, wojował.  Jestem jej wdzięczna za to, że zajęła się moją babcią i jej rodzeństwem po śmierci mojej prababci. Pewnie nie raz dzieciaki musiały pomagać w gospodarstwie i w opiece nad młodszym rodzeństwem.
     Pradziadek zginął podczas II wojny światowej w nalocie, o którym tutaj:, a prababka zmarła w 1968. Podobno kiedyś ją widziałam, ale ja tego nie pamiętam.

A to chyba jedyne zdjęcie jakie mam, było zrobione do jakiegoś dokumentu, pewnie do dowodu osobistego.

Wszyscy troje są pochowani w rodzinnym grobie na cmentarzu w Mińsku Mazowieckim. 



czwartek, 1 grudnia 2016

Odnalazłam zdjęcie prababci!


     EDYCJA:
Po kilku latach od napisania tego postu, okazało się, że niestety się pomyliłam. Na zdjęciu nie jest moja prababcia, a druga żona pradziadka. Porównałam dokładniej czas i jedno ze zdjęć z tego samego okresu. No cóż pomyłki się zdarzają..
     
    Od zawsze wiedziałam, że moja babcia macierzysta została sierotą w wieku 5 lat. Wiedziałam, że pradziadek ożenił się powtórnie. Wiedziałam również, że babcia miała rodzeństwo rodzone i przyrodnie, znałam ich imiona. Niektórych pamiętam ze spotkań rodzinnych. Obecnie znam więcej szczegółów, z datami urodzenia,  małżeństwa, zgonu, wiem gdzie są pochowani…
            W dzieciństwie często oglądałam z babcią rodzinne zdjęcia, nie było tego dużo…Pamiętam, że jedno ze zdjęć babcia opisywała mi dokładnie, po kolei nazywała osoby ze zdjęcia. No cóż, minęło wiele lat, babci już d dawna nie ma, ja trochę pozapominałam. Nie mam już  nikogo kogo mogłabym zapytać o tą fotografię. Pomyliło mi się, ubzdurałam sobie, że na tej fotografii jest moja babcia z częścią rodzeństwa i ze swoją macochą. Babcia miała dwie siostry rodzone i jedną przyrodnią i po jednym bracie z dwóch związków pradziadka. A zdjęciu są trzy dziewczynki i jeden chłopiec…
   Niedawno odszukałam to zdjęcie, było w fatalnym stanie, zniszczone przez czas, mikroorganizmy, z plamami. Sama nie potrafię poprawić stanu zdjęcia, poprosiłam więc osoby z grupy genealogicznej o pomoc i po kilkunastu minutach otrzymałam przepiękną rekonstrukcję. 
    Zaczęłam analizować wiek, ilość i płeć dzieci. No i wreszcie dotarło, to co dawniej mówiła do mnie babcia. Na zdjęciu jest moja prababcia, czyli prawdziwa mama mojej babci, ze swoimi dziećmi…To jedyna fotografia mojej prababci. Nie sądzę, żeby udało mi się odszukać coś jeszcze. Prababcia zmarła w 1914 roku w Goździku. Obecnie to część Mińska Mazowieckiego. Urodziła się w Skwarnem. Skwarne jest wsią pomiędzy Mińskiem Maz. a Cegłowem.

Posiadam dwie odbitki jednego ujęcia:

A to fotografie po regeneracji:
 wykonanie:Arkadiusz Stań
wykonanie: Jola Lipińska
wykonanie: Sławomir Przemysław Pietrzak
wykonanie: Tomek Nagay

A moja babcia? To ta dziewczynka........ Może pokusicie się o odpowiedź?





wtorek, 22 listopada 2016

W każdej rodzinie są zdolniachy :)

 Muszę się pochwalić.



    Bratanica mojego dziadka Małgorzata Pepłowska, zaliczana jest do najbardziej znanych twórczyń ludowych Podlasia. Specjalizuje się w tkactwie dywanów dwuosnowowych, wycinankarstwie z opłatka, wykonywaniu kwiatów z bibuły, robi także przepiękne palmy wielkanocne. Organizuje warsztaty dla dzieci i młodzieży, pokazując im stare tradycje regionalne. Małgosia jest prawdziwym skarbem swojej miejscowości. Chyba jako jedyna promuje i region i zanikające już rękodzieło.

Tutaj można poczytać więcej: http://www.mapakultury.pl/art,pl,mapa-kultury,126695.html
http://mazowieckiszlaktradycji.com/poi-lista/malgorzata-peplowska/?thematicPathId=1261

Jak ktoś jest ciekawy to na facebooku też jest strona:  https://www.facebook.com/Malgorzata.peplowska/?fref=ts

tutaj kilka prac Małgosi



        Małgosia jest laureatką wielu nagród w konkursach regionalnych i ogólnopolskich.Współpracuje z różnymi ośrodkami kulturalnymi i artystycznymi np Muzeum Etnograficznym w Warszawie, Łodzi i w Toruniu. Jej prace były pokazywane w  Cepelii i Sejmie.

Mieszka i tworzy we wsi Ruchna w powiecie węgrowskim w gminie Liw, woj mazowieckie.
Przyznacie, że jest się czym pochwalić.

sobota, 19 listopada 2016

Nalot dywanowy nad Mińskiem Mazowieckim

          W czasie wakacji spędziłam trochę czasu w bibliotece w Mińsku Mazowieckim. A dlaczego tam? To z Mińska i jego okolic pochodzą moi przodkowie ze strony mamy. Przeglądając książki i publikacje w bibliotece dowiedziałam się ciekawych faktów:

    Pod koniec okupacji, 30 lipca 1944 roku Niemcy zaczęli się wycofywać i opuszczać Mińsk Mazowiecki. W mieście i w pobliskich lasach mnóstwo było żołnierzy AK. Od wschodu zaczęło wchodzić wojsko bratniego narodu. Jednymi drzwiami wychodzili jedni, drugimi wkraczali następni…Ale ja nie o tym.. 31 lipca w godzinach rannych podobno przez pomyłkę, a może z niewiedzy nastąpił nalot dywanowy zaprzyjaźnionej armii. Niektórzy mówią, że atak był wycelowany w żołnierzy AK, inni o złym rozpoznaniu. Różne źródła różnie podają, ale mówi się nawet o 60-80 samolotach zrzucających bomby. Samoloty przeleciały raz, ze wschodu na zachód, pod Warszawą zawróciły , zrzuciły kolejne bomby i ponownie zawróciły.
Rosjanie stacjonujący w mieście na głównej ulicy przy kościele rozłożyli prześcieradła, na których napisali: это ошибка. Tym razem bomby nie zostały zrzucone.

    Zginęło wtedy wielu mieszkańców. Niedawno uprzejma pani z USC starała się policzyć zgony z tego dnia. Doliczyła się 18, tylko z parafii Narodzenia Najświętszej Marii Panny, a były też zgony z tego dnia w sąsiednich parafiach. Część osób zapewne zmarła później w wyniku odniesionych ran, część pewnie też została w kolejnych dniach zgłoszona jako osoby zmarłe. Dokładnej ilości zabitych tego dnia zapewne nie uda się ustalić. Wiadomo że Rosjanie zabrali swoich poległych i nie ma ich w ewidencji. Jedną z ofiar był mój pradziadek macierzysty Szczepan Padzik. Został trafiony odłamkiem na własnym podwórku przy drugim nalocie. Wyszedł na chwilę z ziemianki po coś do jedzenia czy po wodę.. Miał 69 lat.


A o imieninach Szczepana można poczytać w innym poście .

piątek, 18 listopada 2016

Poszukiwany, poszukiwana.

    Kochana rodzinko i wszyscy sympatycy, mam ogromną prośbę o przeszukanie rozmaitych szuflad, szufladek, skrytek, komód i innych zakamarków. Być może leżą tam zapomniane rodzinne zdjęcia, metryki, świadectwa, zaproszenia ślubne czy też inne podobne skarby. U Was może jest im za ciasno, atakują je mikroorganizmy i inne paskudztwa. Pewnie nie wiecie co z nimi zrobić i po co one w ogóle tutaj leżą. Ja chętnie przygarnę cały ten kram. Z racji swojego zawodu oraz pasji wiem jak należy zadbać o stare dokumenty, w jakich warunkach przechowywać i zapewne w moich pudełkach będzie im wygodniej. Jeśli ciężko się Wam rozstać z tą stertą papierzysk, to miło mi będzie jeśli podzielicie się ze mną skanem owego papierzyska. Zbliżają się święta, a zatem sprzątać będziecie również miejsca do których rzadko kiedy się zagląda. Tam na pewno będzie coś ciekawego dla mnie...

poniedziałek, 14 listopada 2016

Jak Józef i Emil zostali strażakami.

Przed drugą wojną światową zabudowa wsi i miasteczek w większości była drewniana, a jak wiadomo drewno jest łatwo palne.  A pożary wybuchały często i szybko przenosiły się z budynków na budynki. Czasami piorun uderzył w stodołę pełną zbiorów i nieszczęście gotowe. Zatem tu i ówdzie zbierali się mężczyźni i radzili. Tak też stało się i w Ruchnie. Zebrali się i uradzili.

Mój pradziadek Józef Rychlik


 wraz ze szwagrem Emilem Brzezikiem


oraz Aleksandrem Brzozowskim i Feliksem Solką 24 czerwca 1924 roku założyli Ochotniczą Straż Ogniową we wsi Ruchna koło Węgrowa.Swoją drogą nazwa bardziej mi się podoba niż Ochotnicza Straż Pożarna.


Tradycje rodzinne były i są podtrzymywane przez coraz młodsze pokolenia. Na dwóch kolejnych zdjęciach jest najmłodszy  z synów Józefa Zygmunt, który powoził końmi.ciągnącymi wóz z sikawką.  Na pierwszym zdjęciu drugi z lewej, a na drugim trzyma lejce.




Obecnie w OSP działają synowie Zygmunta i jego wnuki.

Jeden z zięciów Józefa, Tadeusz Brzozowski był Komendantem Wojewódzkim Straży Pożarnych w Warszawie, swoją działalność zakończył w stopniu pułkownika. A jego syn, czyli wnuk Józefa, Marek również kontynuował rodzinną tradycję.

Jednym z wnuków Józefa Rychlika był mój ojciec Krzysztof, który również  miał wiele wspólnego ze strażą pożarną.  Zdjęcie z marca 1960 roku.


Kilka lat temu ukazała się książka "Strażacy ziemi węgrowskiej". Uważny czytelnik znajdzie tu wiele ciekawych informacji i zdjęć. 

niedziela, 13 listopada 2016

O tym jak mi obce Zające kicały po głowie.


            Dawno, dawno temu (jak to w różnych opowieściach bywa) z jedną z koleżanek Krysią wracając ze szkoły poszłyśmy do jej babci, która mieszkała gdzieś w okolicach ul Magistrackiej, czy też Ożarowskiej w Warszawie. Już nie pamiętam, czy to wtedy, czy później Krysia wymieniła nazwisko Zając. To fakt pierwszy.  Zapisany w pamięci.
Podczas którejś z rozmów z Krysią wynikło, że jakaś jej rodzina mieszkała na terenie gospodarstwa ogrodniczego (już nie istnieje od lat 70 XX w) przy skrzyżowaniu ul Ciołka i Brożka w Warszawie. Obecnie w tym miejscu stoi pawilon, mieszczący między innymi Spółdzielnię Mieszkaniową Koło. To ta sama babcia, która wcześniej wcześniej mieszkała tutaj. To fakt drugi. Zapisany w pamięci.
            Zupełnie nie pamiętam kiedy i w jakiej sytuacji po raz pierwszy usłyszałam nazwisko Zając od Joli. Wtórnie zderzyłam się z tym nazwiskiem odwiedzając na cmentarzu grób Joli rodziców na Cmentarzu Wolskim w Warszawie. To fakt trzeci. Zapisane w pamięci.
W styczniu 2016 roku rozmawiając z Jolą przez facebooka na temat genealogii nazwisko Zając pojawiło się po raz kolejny. Nawet wspólnie szukałyśmy w Genetece  indeksów metryk. To fakt piąty, również zapisany w pamięci.
            Zdaje sę, że we wrześniu 2016 roku, Renata na facebooku na stronie „Jestem z Woli” zamieściła post pytając o gospodarstwo z faktu drugiego. Tutaj link: https://www.facebook.com/Jestem.z.Woli/posts/1415484495146126?comment_id=1416149178412991     To fakt szósty.
            No i się zaczęło: telefony, e maile, wymiana informacji, a ja jako skrzynka kontaktowa. Okazuje się, że wszystkie trzy moje koleżanki, które poniekąd znają się trochę ze sobą, ale nie utrzymują kontaktów są ze sobą spokrewnione, no…Renata nie, tylko jej małżonek. Przez Zająców właśnie, którzy to kiedyś kicali i po Woli i po Borzęcinie i po Francji (niektórzy), ale najwięcej powiązań mają z warszawską Wolą i gospodarstwem Hoserów. Tym samym, które mieściło się kiedyś naprzeciwko PDTu, tuż obok Zajezdni Wola. Tam się rodzili, mieszkali, wyruszali w świat.
A ja? W mojej rodzinie nie było Zająców, tylko Królaki, ale to już zupełnie inna historia.


Krysia,  to moja koleżanka z podwórka, ze szkoły podstawowej, (tyle, że z innej klasy), z liceum i z harcerstwa.

Jola, to moja koleżanka ze szkoły podstawowej, obecnie mieszkająca w słonecznej Italii. Utrzymujemy częste kontakty

Renata, to moja koleżanka z liceum i harcerstwa.

Kapliczka pachnąca floksami

Niedawno w More Maiorum ukazał się artykuł z cyklu „Zapachy Historii” zatytułowany  „Jak pachnie genealogia” link tutaj: http://www.moremaiorum.pl/zapachyhistorii-pachnie-genealogia/

I tak zaczęłam się zastanawiać nad zapachem „mojej” genealogii. Od razu przypomniał mi się zapach pewnej kapliczki. Kapliczka mieści się we wsi Ruchna niedaleko Węgrowa. Ale myli się ten, który myśli, że ją zobaczy gdy będzie przypadkiem przejeżdżał przez wieś. Znajduje się bowiem owa budowla na tzw kolonii. Nie ma też nigdzie zdjęć, ani w Internecie, ani w książce wydanej przez PTTK Węgrów  „Kapliczki, figury i krzyże przydrożne w powiecie węgrowskim” http://www.nlot.pl/pl/service/kapliczki-figury-i-krzyze-przydrozne-w-powiecie-wegrowskim-154.html  A skoro nie ma jej w internecie, to tak jakby nie istniała… A jest co obejrzeć, kapliczka jest spora wewnątrz zmieści 8 – 10 osób. We wcześniejszych latach otoczona była typowym wiejskim ogródkiem pełnym kwiatów. Przed wybudowaniem kościoła w Ruchnie kilka razy w roku przyjeżdżał tu ksiądz, żeby odprawić nabożeństwo czy poświęcić pokarmy przed Wielkanocą. Okoliczni mieszkańcy spotykali się na majowych czy czerwcowych nabożeństwach, przynosili koszyczki do święcenia. Dla tych którzy nie zmieścili się do środka były ławeczki na zewnątrz, inni stali oparci o płoty.  Ilekroć byłam wewnątrz, zawsze otaczał mnie specyficzny zapach kwiatów, palonych świec i jakiejś tajemnicy…
            Zapytacie, skąd się wzięła i dlaczego ktoś postawił kapliczkę w tym miejscu?  Inicjatorką budowy była moja babcia Janina Rychlik z d Królak w intencji szczęśliwego powrotu z wojny mojego dziadka Lucjana Rychlika. Dziadek przeszedł cały szlak bojowy wraz z Armią gen Andersa, do domu wrócił  dopiero w roku 1947. Dziadkowie zaczęli budować dom, swój dom. Dotychczas babcia mieszkała wraz  z synem u brata dziadka. Zostało trochę cegły z budowy domu i babcia postanowiła, że postawi się kapliczkę. Niebawem minie 70 lat…

Niedawno po wielu latach nie zaglądania do ”mojej”  kapliczki, znów znalazłam się wewnątrz. I znów otoczył mnie ten sam zapach, Teraz już wiem, to zapach floksów.


Prawda, że jest piękna?




Jeśli ktoś z czytających ma zdjęcia tej kapliczki, nawet stare, zniszczone, to bardzo proszę o kontakt.

Moje związki z Marią Curią


            Po wrześniowym spotkaniu w WTG poszłyśmy z dziewczynami na kawę i małe co nieco do Costy na Świętokrzyskiej. Było nas dużo, bo miałyśmy gości z Gdańska. Jak zwykle przy takich spotkaniach rozmawiałyśmy o różnościach. Grażyna wspomniała o swoim blogu i o projekcie nad którym teraz pracuje. A chodzi o genealogię Marii Curii Skłodowskiej.  Temat mnie nie interesuje, powiedziałam, że nie będę tego czytać i już. Ale Grażyna nie odpuściła i mówi do mnie, że zajęła się również przodkami Marii ze strony matki i że ta matka urodziła się w Ruchnie koło Węgrowa. No tego już było za wiele. Chciał nie chciał musiałam dowiedzieć się czegoś więcej.  Po powrocie do domu dopadłam do komputera i zaczęłam czytać wszystko jak leci. Już w grudniu 2013 roku w http://www.moremaiorum.pl/  był o tym artykuł…można ściągnąć z Internetu.

Jakoś trzeba zacząć…


           Jakiś czas temu nastała moda na pisanie książek i blogów. Piszą wszyscy, także ci, którzy pisać nie potrafią. Czyli mogę spróbować i ja. Może to da się czytać?
            No cóż…mówią, że jak Cię nie ma w internecie, to nie istniejesz.
Zatem pora zaistnieć, narodzić się. A skoro o narodzinach, to pora się przedstawić.