sobota, 18 listopada 2017

Historia z jednego ze spacerów

    W okresie Wszystkich Świętych wielu przewodników warszawskich organizuje spacery po cmentarzach. Cieszą się one olbrzymim zainteresowaniem, co nie dziwi. Po pierwsze jest to czas skłaniający nas do takich spacerów, a po drugie można poznać ciekawą historię cmentarza, jak i osób tam pochowanych. Po za tym, na wielu cmentarzach jest dużo zabytkowych nagrobków, wykonanych często przez znanych rzeźbiarzy.
    Pod koniec października uczestniczyłam z jedną z koleżanek, Moniką z grupy Warszawskich Genealożek w pierwszej części spaceru po Bródnie. Organizatorem była Warszawska Ferajna, a przewodnikiem Jarek Spaceroolog. Przewodnik oprowadzał nas po rozmaitych ścieżkach i opowiadał o cmentarzu, o ludziach i o nagrobkach. Kręcił to w prawo, to w lewo. Cały czas szybko i tak przez ponad trzy godziny. Było dość zimno, padał deszcz, nie bardzo chciało mi się robić zdjęcia...W pewnym momencie pan Jarek opowiadał coś o jakimś zdunie, a ja się odwróciłam w bok i zobaczyłam na jednym z nagrobków nazwisko Pocztarski. Nie jest to nazwisko związane z moimi poszukiwaniami, ale wiedziałam, że jedna z koleżanek, Grażyna szuka. Nie zastanawiając się długo, wyciągnęłam aparat i zrobiłam kilka zdjęć. Okazało się, że groby są dwa. Wieczorem już z domu przesłałam Grażynce te zdjęcia. I przypadkiem trafiłam w dziesiątkę. Na jednym z nagrobków było wyryte imię i nazwisko praprababci Grażynki. Biedna szukała jej na Powązkach, a okazało się, że to jednak Bródno. Mam wrażenie, że praprababka chciała, żeby ją odszukać i sama mi pokazała miejsce, gdzie patrzeć.
    Ponieważ następnego dnia była druga część wycieczki Grażynka dołączyła do Moniki i mnie i teraz razem maszerowałyśmy przez trzy godziny, słuchając przewodnika i jego opowieści o znanych i mniej znanych osobach. Na koniec poprosiłyśmy o podanie numeru alejki, w której pochowany był ów zdun. No teraz to już było łatwo... szybciutko odnalazłyśmy właściwe miejsce.  
A oto kilka zdjęć z tego odkrycia, nie wszystkie ostre, ale to chyba z emocji :)









    Wynika z tego, że warto rozmawiać i słuchać innych, bo skąd bym wiedziała o poszukiwaniach koleżanki? Warto też uważnie rozglądać się wokół siebie.

środa, 15 listopada 2017

Deklaracja o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych

    Postanowiłam Wam dzisiaj opowiedzieć o tym jak to nie należy lekceważyć różnych źródeł., tylko wszystkie śledzić i uważnie przeglądać.
O Deklaracji o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych słyszałam już dawno, ale nie zainteresowałam się tym wcale. Myślałam: a co mnie obchodzi jakaś deklaracja...
Dopiero całkiem niedawno od Mariusza, jednego z kolegów genealogów dostałam link do konkretnej strony... no i przepadło... Spędziłam kilka wieczorów przeglądając kartka po kartce, tom za tomem... Mariusz bardzo Ci za to dziękuję.
    Ale po kolei. Co to takiego jest ta Deklaracja? Otóż po I Wojnie Światowej Polska była bardzo osłabiona, panowała bieda i głód. Wtedy Stany Zjednoczone, dzięki staraniom Ignacego Paderewskiego, postanowiły pomóc, ofiarując żywność i inne dobra materialne. O szczegółach można poczytać na stronie http://www.polska1926.pl/, w zakładce o projekcie. Po kilku latach w 1926 roku narodził się pomysł, aby podziękować naszym dobroczyńcom i tak powstała owa Deklaracja. Jest to 111 tomów zawierających pięć i pół miliona podpisów. Podpisywali się  wszyscy: najwyżsi urzędnicy, prezydenci miast, członkowie stowarzyszeń, studenci, uczniowie i pracownicy wszystkich szkół. Niektóre karty są opatrzone pieczęciami, inne przepięknymi rysunkami lub zdjęciami, czasem można znaleźć wierszyki.
    Dla mnie najcenniejszym okazały się podpisy na kartach zamieszczonych poniżej. Znalazłam tam i dziadka Lucjana Rychlika jako ucznia V klasy i prababcię Julię Rychlik (gospodyni), jej brata Emila Brzezika (gospodarz). Emil, to ten, który był jednym z założycieli OSP w Ruchnie. Interesujące są również inne osoby: Jadwiga Rychlikówna z klasy VI to zapewne starsza siostra,  a Edward Rychlik z klasy I to młodszy brat mojego dziadka. Zaś Filomena Odowska z klasy V, kilka lat później zostanie żoną starszego brata dziadka Aleksandra.
Edward Brzezik z klasy II to pewnie syn Emila, a ojciec obecnej Pani dyrektor szkoły w Ruchnie. Natomiast Marjanna Brzezikówna, to może być córka Emila, siostra Edwarda.
    Zagadką dla mnie jest kim był Bazyli Rychlik, gospodarz. Z tym imieniem nie spotkałam się w rodzinie. Nie wiem też kim był był Eugeniusz Rychlik z klasy I. Brakuje też podpisu mojego pradziadka Józefa Rychlika, męża Julii. Dlaczego się nie podpisał?
Może ktoś z Was umie odpowiedzieć na te pytania?
    Być może mieszkańcy Ruchny znajdą tu swoich bliskich lub sąsiadów.




    Przygoda z przeglądaniem kart o Deklaracji nauczyła mnie, żeby uważnie słuchać, czytać i nie lekceważyć żadnej informacji, która wiąże się z rodzinną miejscowością, znajomym nazwiskiem. Warto też  przeglądać źródła poszukiwań innych genealogów, oni mają naprawdę dobre pomysły.
    Obecnie w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu jest wystawa plenerowa zorganizowana przez Dom Spotkań z Historią na temat Deklaracji, warto się wybrać, dopóki jeszcze jest.
    

niedziela, 12 listopada 2017

Za chwilkę minie rok...

    W najbliższy czwartek  minie rok od kiedy męczę Was moją pisaniną. Zwyczaj nakazuje zrobić podsumowanie. Wszystkich postów łącznie z tym, opublikowałam 35. Ilość wyświetleń na dzień 12.11.2017 wynosi 18070. Uważam, że to dość dużo. Największą popularnością dość długo cieszył się post o kapliczce (1193) ale ostatnio spadł na czwarte miejsce, a na prowadzeniu znalazł się wpis o Ruchnie (1905), a zaraz za nim o papierzyskach z ZUSu (1455).  W ostatnich dniach sporym zainteresowaniem  cieszył się post o Marii Curie Skłodowskiej (1225), co nie dziwi gdyż związane to było z okrągłą 150 rocznicą urodzin noblistki. Ten wpis długo był na czwartym miejscu, a teraz z dużą przewagą zajmuje ostatnie miejsce na podium. Kolejne posty mają dużo mniejszą poczytność, post o prababci, to tylko 512 wyświetleń.
A jak wyglądają statystyki pomiędzy państwami? Wiadomo Polska jest na pierwszym, niezagrożonym miejscu (14996), Stany Zjednoczone (559), Rosja (536), Litwa (246), Holandia (225), Włochy (201). I dalej kolejne państwa, czasem też egzotyczne. I o ile nie dziwi RPA, ani Australia, bo jak wiadomo są to państwa zamieszkałe przez liczną Polonię, to takie Indie czy Malediwy już tak. Zrozumieć to zjawisko pomogli mi koledzy z grupy genealogicznej. Okazuje się, że są to tzw boty, czyli automaty nabijające wyświetlenia, czy polubienia na facebooku. Można to sobie nawet opłacić i mieć dużo lajków. No cóż mnie na takim czytelniku wcale nie zależy.
Zatrzymam się teraz przy słonecznej Italii. Podejrzewam, że większość wyświetleń z tego państwa jest za sprawą mojej przyjaciółki Joli, która od samego początku pilnie śledzi moją przygodę i z genealogią i blogiem. Jola, dziękuję za wsparcie i długie rozmowy. Bardzo długo, ilość wyświetleń z Włoch była na drugim lub trzecim miejscu, ścigając się z Rosją. Później te statystyki się pozmieniały.
    Dziękuję Wam, ze jesteście ze mną, że wspieracie mnie dobrym słowem, czasem drobną krytyką. 
Ja wiem, że wiele tekstów już teraz napisałabym inaczej, może lepiej, ale nie będę nic poprawiać. Niech zostanie tak jak jest. Często moje wpisy powstawały pod wpływem chwili, pisane na szybko, nie zawsze ładne stylistycznie, ale są moje, płynące prosto z serducha. 
Prowadzenie bloga pozwoliło mi trochę uporządkować swoje myśli, które czasami biegną tak szybko, że za nimi nie nadążam :)
    Dzięki temu, że piszę, a Wy to czytacie udało mi się zorganizować wieloosobową wycieczkę do Węgrowa, po której powstały dwa posty: pierwszy i drugi.
Do plusów należy również zaliczyć fakt, że odszukało mnie kilka osób z dalszej rodziny i rozpowszechnia moje odkrycia. Również ogromną zaletą jest fakt iż mieszkańcy Ruchny i Węgrowa dowiedzieli się , że matka Marii Curie Skłodowskiej urodziła się w Ruchnie. Otrzymałam również propozycję opowiedzenia dzieciom w przedszkolu o tym fakcie. Być może wiosną uda się taki pomysł zrealizować.
    A ja zaczęłam wnikliwiej interesować się historią miejscowości, z których pochodzą moi przodkowie, śledzić dokumenty, nie tylko te metrykalne, czytać książki w lokalnych bibliotekach.
Od całkiem obcej osoby otrzymałam piękne zdjęcia rodziny Łubieńskich, którzy byli właścicielami Ruchny.
    Jakie plany na kolejny rok? Odszukanie kolejnych dokumentów, które pozwolą mi poskładać trochę więcej puzzli w jedną układankę. Może wreszcie uda mi się wybrać do CAW, a właściwie do WBH. Zapewne pobiegam również po kilku cmentarzach (jestem Wam winna opis pewnej wycieczki, na której odnalazłam grób praprababki jednej z moich koleżanek). Powinnam też napisać o Korczakach z Zająca, ale jeszcze zbyt mało informacji pozbierałam. Czeka mnie też dokładniejsze prześledzenie Deklaracji o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych. Ech,,,na wszystko jak zwykle mało czasu...

                                                      A na zdjęciu tort urodzinowy

                                                     
                                                             foto Cukiernia Meryk

sobota, 4 listopada 2017

Zaduszki i pieśni dla zmarłych

    Co to są Zaduszki, to nikomu nie trzeba tłumaczyć. Dla porządku napiszę kilka słów. Zaduszki są Wspomnieniem Wszystkich Świętych Zmarłych. W kościele katolickim święto to wypada 2 listopada tuż po dniu Wszystkich Świętych. W Polsce święto to obchodzone jest od czasów pogańskich i oprócz uroczystości religijnych należy tego dnia odwiedzić cmentarz, zapalić lampki, pomodlić się. To tak w skrócie i to bardzo dużym.
    Jednak niewiele osób wie i pamięta o tradycji śpiewania pieśni zmarłym. Dawniej ludzie często umierali w domach. Bardzo starym zwyczajem, do dziś podtrzymywanym jest odwiedzanie zmarłego i czuwanie przy nim. Zasłaniano okna i lustra, zatrzymywano zegary, powstrzymywano się od głośnych rozmów i żartów. Następowała tak zwana "pusta noc", czyli czuwanie, modlitwa i śpiewanie przy zmarłym. Kościół z tym obyczajem walczył już od średniowiecza, jednak przetrwał on do naszych czasów. Pogrzeb następował mniej więcej po trzech, czterech dniach od śmierci. Z ceremonią związanych było wiele obrzędów i zwyczajów, np kolejność osób w kondukcie była dość ściśle określona.
    Ale dzisiaj chciałam Wam opowiedzieć o niezwykłym projekcie zachowania tradycji pieśni wykonywanych podczas czuwania.
W tym roku dzięki jednej z koleżanek Monice, miałam zaszczyt uczestniczyć w "Pieśniach do śmierci". Nazwa wydawać by się mogła nieco makabryczna, ale wcale tak nie jest. Wszak śmierć i następujące później obrzędy i przeżywanie żałoby jest jednym z elementów naszego życia.
    Otóż grupa młodych osób postanowiła ocalić od zapomnienia pieśni śpiewane przy zmarłym. Jeżdżą po wioskach w okolicy Węgrowa, szukają śpiewaków, nagrywają... Łatwo brzmi? Jak się o tym, pisze, to wygląda prosto, ale to wcale nie jest aż takie łatwe. Trzeba odszukać osoby, które tą tradycję pamiętają, znają teksty i melodie, namówić do spotkania, śpiewania....Następnie nagrać i samemu nauczyć się. Ale to nie koniec, żeby tradycja nie zaginęła trzeba ją rozpowszechniać. Dlatego też ci młodzi ludzie organizują różnego rodzaju wspólne śpiewanki, koncerty, prowadzą bloga, niedługo wydadzą swoją płytę. Na swoim blogu udostępniają teksty, również z melodią. Prezentują śpiewaków i ich śpiewniki.
    A ja z ogromną przyjemnością uczestniczyłam w zaduszkowym śpiewaniu, chociaż z moim bólem gardła więcej słuchałam niż śpiewałam...
    Warto zapamiętać i w następnych latach również razem pośpiewać: "Pieśni do śmierci".