sobota, 23 września 2017

Koperty dowodowe cz 2

    W ostatnim poście o kopertach dowodowych pisałam, że będę składała kolejne wnioski i że złożyłam dwa: o swoją i mojej mamy kopertę dowodową. Nie minął tydzień od momentu złożenia wniosków, kiedy zadzwonił telefon i miła pani z urzędu na warszawskiej Woli poinformowała mnie, że mogę przyjechać i odebrać kserokopie, ale najpierw muszę uiścić opłatę w kasie w wysokości 31 zł od wniosku. Przyznaję, że jestem pod ogromnym wrażeniem, że można szybko i miło, bez odwlekania terminów i wymyślania dziwnych przeszkód obsłużyć petenta. Dziękuję. Moja kolekcja dokumentów powiększyła się o zawartość dwóch kopert dowodowych. I znów znalazłam zdjęcie, którego nie posiadałam, piękne zdjęcie mojej mamy z roku 1959. To tylko kserokopia, ale zawsze lepiej mieć takie niż żadne. Oprócz tego znalazła się metryka urodzenia i wyciąg aktu małżeństwa, kilka wniosków o dowód, kilka stron z jednego z dowodów osobistych. W mojej kopercie były tylko wnioski i kilka stron z dowodu. Przynajmniej wiem już teraz jakie zdjęcie miałam w tym pierwszym tymczasowym dowodzie osobistym, takim ślicznym czerwoniutkim, który miałam tylko dwa lata. No i ten młodzieżowy podpis nastolatki...Nie jest to może wiele, ale i tak warto było. Jeszcze raz dziękuję.

    Zupełnie inne doświadczenie przeżyłam składając wnioski o dokumentację moich dziadków macierzystych w jednej z podwarszawskich miejscowości. Celowo nie podaję nazwy miasta, choćby po to by Was nie zniechęcać. To urząd zupełnie nieprzyjazny interesantowi, dość trudno zorientować się, gdzie co się załatwia, brak ogólnej informacji, oraz biura podawczego w głównym budynku. Na poszczególnych budynkach, a naliczyłam cztery,  tabliczki niby są, ale mało szczegółowe. No nic, znalazłam wreszcie miejsce gdzie składa się wnioski o dowody osobiste, weszłam. Pani za ladą, nieco zdziwiona o co chodzi, stwierdziła, że to, czyli moje wnioski należy złożyć w jakimś tam pokoju przy wejściu. Stanęłam grzecznie w kolejce, czekam, biegnie pani zza lady i zaprasza mnie na chwilkę rozmowy z Panią Naczelnik. Wracam do pokoju od dowodów osobistych, Pani Naczelnik stoi uśmiechnięta i informuje mnie, że wniosek podlega opłacie. Odpowiadam, że wiem, ale opłatę uiszczę, o ile uda się owe koperty moich dziadków odszukać, gdyż w przeciwnym razie urząd jest zmuszony oddać mi wpłacone pieniądze, ponieważ dostępu do danych nie uzyskałam. Pani Naczelnik mówi, że opłatę należy wnieść przy składaniu wniosku. Odpowiadam pytając, co urząd zrobi, jeśli koperty nie zachowały się? Na co pada pytanie o jakich latach mówimy, Opowiadam w jakich to latach zmarli moi dziadkowie. Dyskusja była dość długa i trudno jest ją szczegółowo przytoczyć. Dowiedziałam się, że "tak starych" kopert dowodowych nie ma, że dokumentacja została "zmakulaturowana", że była w tej materii sprawa w sądzie. Poprosiłam o odpowiedź na piśmie z podaniem numeru zgody archiwum państwowego na brakowanie akt, czym mocno zdziwiłam Panią Naczelnik. No cóż odezwał się we mnie mój znak zodiaku, czyli rogaty Koziorożec, no i archiwista. Jestem uparta i nie dam się łatwo zbyć, a z racji zawodu znam i nazewnictwo i okres przechowywania dokumentacji i cały proces z tym związany.
Pożegnałam się grzecznie i poszłam do pokoju przy wejściu złożyć wniosek. Złożyłam, upomniałam się o potwierdzenie, znów musiałam wyjaśniać kwestię opłaty, że zapłacę, o ile dokumentacja zostanie odnaleziona.
    Ech, chyba to moje szczęście wyczerpało swój limit i tym razem ja też dostanę odpowiedź "nie, bo nie", albo epistołę na kilka stron z samymi paragrafami. W takim przypadku pozostanie mi pisać odwołanie.
    Mimo wszystko nie tracę nadziei, liczę na pozytywny finał. Niezależnie od wyników zapewne zechcę to opisać, o ile znajdą się chętni do czytania. A Wam poszukiwacze życzę samych sukcesów i powodzenia.

A teraz fotki z ostatnimi zdobyczami.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz