niedziela, 13 listopada 2016

O tym jak mi obce Zające kicały po głowie.


            Dawno, dawno temu (jak to w różnych opowieściach bywa) z jedną z koleżanek Krysią wracając ze szkoły poszłyśmy do jej babci, która mieszkała gdzieś w okolicach ul Magistrackiej, czy też Ożarowskiej w Warszawie. Już nie pamiętam, czy to wtedy, czy później Krysia wymieniła nazwisko Zając. To fakt pierwszy.  Zapisany w pamięci.
Podczas którejś z rozmów z Krysią wynikło, że jakaś jej rodzina mieszkała na terenie gospodarstwa ogrodniczego (już nie istnieje od lat 70 XX w) przy skrzyżowaniu ul Ciołka i Brożka w Warszawie. Obecnie w tym miejscu stoi pawilon, mieszczący między innymi Spółdzielnię Mieszkaniową Koło. To ta sama babcia, która wcześniej wcześniej mieszkała tutaj. To fakt drugi. Zapisany w pamięci.
            Zupełnie nie pamiętam kiedy i w jakiej sytuacji po raz pierwszy usłyszałam nazwisko Zając od Joli. Wtórnie zderzyłam się z tym nazwiskiem odwiedzając na cmentarzu grób Joli rodziców na Cmentarzu Wolskim w Warszawie. To fakt trzeci. Zapisane w pamięci.
W styczniu 2016 roku rozmawiając z Jolą przez facebooka na temat genealogii nazwisko Zając pojawiło się po raz kolejny. Nawet wspólnie szukałyśmy w Genetece  indeksów metryk. To fakt piąty, również zapisany w pamięci.
            Zdaje sę, że we wrześniu 2016 roku, Renata na facebooku na stronie „Jestem z Woli” zamieściła post pytając o gospodarstwo z faktu drugiego. Tutaj link: https://www.facebook.com/Jestem.z.Woli/posts/1415484495146126?comment_id=1416149178412991     To fakt szósty.
            No i się zaczęło: telefony, e maile, wymiana informacji, a ja jako skrzynka kontaktowa. Okazuje się, że wszystkie trzy moje koleżanki, które poniekąd znają się trochę ze sobą, ale nie utrzymują kontaktów są ze sobą spokrewnione, no…Renata nie, tylko jej małżonek. Przez Zająców właśnie, którzy to kiedyś kicali i po Woli i po Borzęcinie i po Francji (niektórzy), ale najwięcej powiązań mają z warszawską Wolą i gospodarstwem Hoserów. Tym samym, które mieściło się kiedyś naprzeciwko PDTu, tuż obok Zajezdni Wola. Tam się rodzili, mieszkali, wyruszali w świat.
A ja? W mojej rodzinie nie było Zająców, tylko Królaki, ale to już zupełnie inna historia.


Krysia,  to moja koleżanka z podwórka, ze szkoły podstawowej, (tyle, że z innej klasy), z liceum i z harcerstwa.

Jola, to moja koleżanka ze szkoły podstawowej, obecnie mieszkająca w słonecznej Italii. Utrzymujemy częste kontakty

Renata, to moja koleżanka z liceum i harcerstwa.

4 komentarze:

  1. Biedne Zające... dostały się w genealogiczne "wnyki" naszej Dorci ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja mam Królaków :) par. Jakubów, pow. miński ... i będzie u mnie na ten temat opowieść ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Kasia, coś pewnie kiedyś się nam wykręci. Jakaś wspólna rodzina czy coś??
      Mińsk i okolice też są mi bliskie.

      Usuń