sobota, 5 sierpnia 2017

Trochę szczęścia trzeba mieć

    Przez chwilę nic nie pisałam, bo to jakoś tak szybko czas pędzi, że trudno nadążyć.
Po zamieszczeniu ostatnich postów dotyczących ZUS u miałam mnóstwo pytań o to co pisałam w listach i jakie odpowiedzi otrzymałam, a także docierały do mnie informacje, ze innym poszukiwaczom ZUS odmawiał udostępnienia dokumentacji.
    Zatem odpowiadam: ja chyba mam trochę szczęścia. Na wszystkie moje prośby ZUS odpowiedział i zawsze dostałam to o co prosiłam. Tylko w dwóch przypadkach otrzymałam odpowiedź nie zadowalającą: raz że nie posiadają żądanej dokumentacji i kolejny, że babcia nie pobierała świadczeń. No cóż, trudno. A co pisałam w liście? Nic nadzwyczajnego, że proszę o dokumentację tej i tej osoby, tu daty urodzenia i śmierci.Szczególnie prosiłam o dokumentację pozwalającą na prześledzenie kariery zawodowej, akta metrykalne oraz o dokumenty pisane własnoręcznie, a także zawierające zdjęcia. Informowałam o stopniu pokrewieństwa.
    Na niektóre odpowiedzi czekałam dość długo, co z jednej strony trochę może dziwić, ale z drugiej....po pierwsze genealogia jak to ktoś już kiedyś powiedział uczy cierpliwości, a po drugie jak wiemy, niebawem mnóstwo osób skorzysta ze zmiany w ustawie emerytalnej, co wiąże się ogromem pracy dla pracowników ZUS.
    I tym sposobem stałam się szczęśliwą posiadaczką kserokopii dokumentacji pracowniczej moich rodziców, teściów, dziadków macierzystych męża oraz oryginałów mojego dziadka macierzystego (babcia nie otrzymywała świadczeń), a dziadkowie ojczyści byli rolnikami.
Teraz mogę powiedzieć, że jestem szczęściarą.

A jeśli już mówimy o szczęściu...
    W czasie urlopu udało mi się również otrzymać kserokopie dokumentów z koperty dowodowej mojego ojca. I co tam znalazłam? Jest akt urodzenia z 1957 roku, kilka wniosków o dowód, ze zdjęciami, w tym jedno takie z lat pięćdziesiątych, którego nie miałam w swoich zbiorach. Warto każdy papierek obejrzeć dokładnie, bo np na rewersie aktu urodzenia jest mała pieczątka z adnotacją o zameldowaniu w gminie Jabłonna. Dla mnie ten adres jest ciekawostką, bo nie znałam tego epizodu z życia mojego ojca.





    Jak wiadomo: "apetyt rośnie w miarę jedzenia", czyli teraz będę z zapałem zdobywać kolejne koperty dowodowe, jeśli tylko się zachowały. Mam nadzieję, że szczęście mnie nie nie opuści, czego i Wam życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz