środa, 18 stycznia 2017

Brat dziadka Stanisław

    Jest w Węgrowie takie miejsce szczególne... Tuż obok Bazyliki Mniejszej pw Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, po sąsiedzku z plebanią, budynek ten widać z rynku. Niedaleko stąd do Domu Gdańskiego, do strażnicy PSP, a także do liceum. Wszędzie blisko...

 
foto internet

Chodzi o Kolegium Księży Komunistów. Nazwa może być nieco myląca, ale nie chodzi tu o poglądy polityczne, a o Zakon Księży we Wspólnocie Żyjących. Łacińskie słowo communi, czyli wspólny,  dało podstawę potocznej nazwie. Założycielem zgromadzenia był Bartłomiej Holzhauser, dlatego też często księży nazywano Bartolomitami lub Bartoszkami. Do Węgrowa sprowadził ich Jan Dobrogost Krasiński w roku 1708, a działalność rozpoczęli w  1712. Osiedlili się prawdopodobnie w budynku starej plebanii.
   


    Po kilku latach księża wybudowali własne budynki klasztorne w stylu barokowym, zaprojektowane najprawdopodobniej przez Jana Reisnera. Zabudowania miały kształt czworoboku. Na każdym rogu postawiono wieżyczkę zwieńczoną blaszanym hełmem i iglicą. Wewnątrz znajdowały się pomieszczenia gospodarcze, sale wykładowe, biblioteka (największa na Podlasiu), a także 35 pokoi dla seminarzystów. W budynku mieściło się seminarium i szkoła średnia (podwydziałowa w czasach Komisji Edukacji Narodowej).
Za udział Bartoszków w powstaniu listopadowym władze carskie w roku 1833 zamknęły collegium i usunęły księży z Węgrowa, a zabudowania przejął garnizon rosyjski. Budynki zaczęły niszczeć. W drugiej połowie XIX wieku zostały częściowo wyremontowane, a po II wojnie światowej przebudowane na potrzeby najpierw Urzędu Bezpieczeństwa i katowni, a później Urzędu Skarbowego.





Do obecnych czasów zachowała się tylko jedna wieża.



Obecnie budynki są ponownie własnością kościoła. Mieści się tam biuro senatora RP oraz Caritas.

Jak już wspomniałam wyżej w tym miejscu w czasach powojennych mieściło się UB i katownia. Od strony ul Kościelnej przy wejściu wisi tablica pamiątkowa.



A wewnątrz znajdziemy nazwiska więźniów, wyskrobane przez nich samych na ścianach.
oraz


Jednym z więźniów był najstarszy brat mojego dziadka, Stanisław Rychlik. Zostawił po sobie ślad. 

                                                              foto Andrzej Gierłowski

Bardzo dziękuję wnukom Stanisława: Ewie  za opowieści i Andrzejowi  za zdjęcie.

2 komentarze:

  1. Ciekawy wpis ... jeśli mogłabym tylko coś Dorotko zasugerować, brakuje mi podawania pełnych danych osoby, o której piszesz (musiałam cofnąć się do postów poprzednich, żeby przypomnieć sobie jak dziadkowi na nazwisko było, a zatem i jego bratu), dla Ciebie jest to oczywiste, ale dla czytelników nie związanych z opisywanymi osobami już niekoniecznie - ułatwiłoby to powiązywanie faktów. Ale ... to tylko taka moja mała dygresja. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń